15. Warszawska tragikomedia sądowa z (prze)biegłym w tle – część 2

Zgodnie z zapowiedzią sprzed kilku miesięcy, postanowiłem opisać kolejne z moich sądowych przygód (część 1 jest dostępna tutaj: http://opadajacastopa.pl/14-warszawska-tragikomedia-sadowa-z-przebieglym-tle-czesc_1/). Gdy w listopadzie 2018 r. pisałem odcinek pierwszy, „biegły” Jacek Złotorzyński wydawał się mieć całkiem dobrze. Pozory jednak mylą. Okazało się, że z dniem 2018/10/24 Prezes Sądu Okręgowego (SO) w Warszawie, w wyniku moich konsekwentnych i merytorycznych działań, podziękował „biegłemu” Złotorzyńskiemu za wieloletnią posługę na rzecz wymiaru sprawiedliwości i pozbawił go funkcji. W dniu 2018/12/13 decyzję tę podtrzymał Minister Sprawiedliwości, po czym nasz „ekspert” odwołał się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego (WSA). Czekamy. Definitywne usunięcie (prze)biegłego z listy, nawet inżyniera zaprzeczającego prawom fizyki, nie jest w Polsce proste!

Jeśli ktoś z czytelników pomyślał, że wygrałem, to jest w błędzie. Nasi zmyślni biegli zwykle mają spadochron zapasowy. Otóż wpisują się na listy kilku, czasem kilkunastu, sądów okręgowych jednocześnie. Nie szkodzi, że z jednej wylecą, bo są jeszcze na pozostałych, dzięki czemu mogą nadal opiniować w całym kraju i przytulać pieniążki. Jest to trwająca od lat patologia, niestety, zgodna z obowiązującym prawem. Tak więc „ekspert” Złotorzyński miał jeszcze „zapas” w postaci wpisu na listę biegłych SO Warszawa-Praga. Wiele wskazywało na to, że miękko wyląduje. Odebranie mu „zapasu” zajęło kilka dodatkowych miesięcy. Ostatecznie Prezes SO Warszawa-Praga pozbawił „biegłego” Złotorzyńskiego funkcji w dniu 2019/04/05, a w dniu 2019/05/27 ukazała się zaktualizowana lista biegłych tego SO, na której nasz “ekspert” już nie figuruje. Sugeruje to, że Minister Sprawiedliwości, jako organ administracyjny II instancji, ponownie podtrzymał decyzję o pozbawieniu funkcji. Tyle energii i papierów, aby usunąć jednego (prze)biegłego (na podstawie dokładnie tych samych argumentów!) z list dwóch warszawskich sądów okręgowych, które znajdują się w tym samym budynku… Rozwiązaniem tej patologii byłoby wprowadzenie jednej, centralnej listy biegłych, ale nikt się z tym nie spieszy. Przypadek czy lobbing?

Nowy wątek: Polskie Towarzystwo Kryminalistyczne

Czy to koniec? Ależ skąd! Co prawda „biegły” Jacek spada już bez spadochronu, ale został mu ostatni bastion. Okazało się, że jest ekspertem Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego (PTK) ds. wypadków komunikacyjnych. W dniu 2019/02/10 wysłałem skargę zaadresowaną do wiceprezesa PTK, profesora Mieczysława Goca. Zakładałem, że podejmie on konieczne i szybkie działania w trosce o dobre imię organizacji. Niestety, Polskie Towarzystwo Kryminalistyczne zamiast niezwłocznie wydalić „eksperta” Złotorzyńskiego ze swoich szeregów za umyślne i wielokrotne poświadczanie nieprawdy przed sądem, wydaje się chronić kolegę. Jak? Otóż znalazł się ekspert PTK, również biegły sądowy ds. wypadków komunikacyjnych, który zaświadczył, że opinie wydane przez „biegłego” Złotorzyńskiego są całkowicie poprawne, w tym fałszywe obliczenia, za których uporczywe podtrzymywanie nasz kłamczuszek utracił posiadany przez około 15 lat certyfikat rzeczoznawcy samochodowego. W efekcie został skreślony z listy rzeczoznawców Ministerstwa Infrastruktury, a na końcu wyleciał z list biegłych sądowych. Ten „biegły” to Marek Gosławski, emerytowany policjant i ekspert Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji (CLKP), aktualnie wpisany na listę biegłych SO w Płocku. Zdaniem inż. Marka Mirona z Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego, który w dniu 2019/04/26 niespodziewanie udzielił odpowiedzi na moją skargę zamiast profesora Mieczysława Goca (patrz Dokument #1 poniżej), Marek Gosławski to “jeden z najlepszych w Polsce ekspertów z zakresu badań wypadków komunikacyjnych”. Aby było jeszcze ciekawiej, „biegły” Gosławski posiada tytuł magistra inżyniera uzyskany w 1984 r. na Wydziale Samochodów i Maszyn Roboczych w zakresie mechaniki. Do tego twierdzi, że wykłada zagadnienia dotyczące rekonstrukcji wypadków drogowych, a także, że uczestniczy w szkoleniach sędziów, prokuratorów i rzeczoznawców oraz prowadzi „audyty policyjnych ekspertów ds. badań wypadków drogowych”. Tymczasem swoją „opinią” Marek Gosławski wykazał, że potrafi opiniować równie nieetycznie, jak wydawało by się, niedościgniony „mistrz” Złotorzyński. Jest niebywałe, aby dyplomowany inżynier, wykładowca i praktyk nie rozumiał elementarnych podstaw fizyki. Uważam, że celowo poświadczył nieprawdę w celu ochrony kolegi po fachu i członka tej samej organizacji.

profesor Mieczysław Goc, biegły Marek Gosławski, biegły Jacek Złotorzyński, Polskie Towarzystwo Kryminalistyczne, PTK
Dokument #1. Pismo otrzymane od inż. Marka Mirona, Dyrektora Biura Ekspertyz Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego, choć całość korespondencji kierowałem do profesora Mieczysława Goca, jako osoby decyzyjnej ze ścisłego kierownictwa PTK. To od niego oczekiwałem odpowiedzi, a tym samym wzięcia odpowiedzialności.

Choć „biegły” Złotorzyński wytworzył przez kilka lat opiniowania dziesiątki stron wierutnych bzdur, to mgr inż. Markowi  Gosławskiemu przeanalizowanie pracy kolegi zajęło raptem około jednej strony A4 w luźno rozmieszczonych podpunktach (patrz Dokument #2 poniżej). Oczywiście nie dopatrzył się żadnych nieprawidłowości. Zero konkretów przy zadziwiającej koncentracji odmian słowa „prawidłowo”. Szalenie mnie intryguje, jak „ekspert” Gosławski doszedł do swoich wniosków nie mając dostępu do akt postępowania przygotowawczego i sądowego, w tym żadnej z licznych opinii „biegłego” Złotorzyńskiego – nikt nie powinien udostępnić PTK tych dokumentów. Szkoda, że „obszerne wyjaśnienia” złożył przed kolegami z PTK tylko p. Złotorzyński. Mnie nikt się o nic nie pytał, choć mam bardzo dużo do powiedzenia. Kolejny przypadek czy strategia?

profesor Mieczysław Goc, biegły Marek Gosławski, biegły Jacek Złotorzyński, Polskie Towarzystwo Kryminalistyczne, PTK
Dokument #2. Wiekopomne dzieło „biegłego” sądowego, mgr inż. Marka Gosławskiego: „opinia ekspercka” z uznaniem podsumowująca dziesiątki stron merytorycznych herezji wygenerowanych przez kolegę eksperta z PTK i byłego już „biegłego”, inż. Jacka Złotorzyńskiego. Czerwoną ramką zaznaczyłem oczywistą, choć nie jedyną, nieprawdę z odniesieniem do obrazkowej interpretacji.

Dlaczego „biegły” Marek Gosławski tak się podłożył? Czyżby koledzy z Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego, jak na przykład profesor Mieczysław Goc, nie uprzedzili go, że skarżący konsekwentnie „awanturuje się” już kilka lat i doprowadził do usunięcia kolegi Jacka Złotorzyńskiego z zawodu rzeczoznawcy samochodowego, jak również funkcji biegłego sądowego? Czyżby nie uprzedzili go, że prokuratura uznała moje racje i znalazła podstawy do wszczęcia śledztwa z art. 233 par. 4 k.k. w sprawie umyślnego składania przez „biegłego” Złotorzyńskiego fałszywych zeznań przed sądem?

O co chodzi z tą energią kinetyczną?

Nieznający szczegółów sprawy czytelnik może zachodzić w głowę dlaczego uczepiłem się jakiejś energii kinetycznej. Otóż jest to jedno z podstawowych praw fizyki, którego uczy się dzieci w 7 klasie podstawówki. Energia kinetyczna każdego obiektu, w tym np. samochodu czy motocykla, zależy od jego masy i prędkości. Energia kinetyczna samochodu nie zależy natomiast, jak wielokrotnie „obliczył” inżynier Jacek Złotorzyński, od prędkości motocykla. To tak, jakby ktoś twierdził, że Ziemia jest płaska, wodospad płynie do góry, a kot szczeka. Słowem: czysty absurd! Tymczasem „biegły” Złotorzyński twierdzi, że to na podstawie przeprowadzonych przez siebie „obliczeń” (w których całkowicie bzdurnie wykorzystał wzór na energię kinetyczną) wyciągnął definitywne, bardzo dla mnie niekorzystne, wnioski dotyczące przebiegu wypadku. Jako inżynier zakwestionowałem te „obliczenia” przed sądem. Wcześniej próbowałem zakwestionować fałszywie przedstawione przez p. Złotorzyńskiego, na etapie postępowania przygotowawczego, miejsce zderzenia pojazdów, które zupełnie zmienia stan prawny i czyni mnie całkowicie odpowiedzialnym. Niestety, fałszerstwa nie dało się wyjaśnić referentowi sprawy, sędzi Monice Louklinskiej – nie chciała przyjąć faktów do wiadomości, choć „biegły” Jacek kłamał w tej kwestii jak z nut (patrz część 1). Pozostało pójście na konfrontację będąc uzbrojonym w podstawowe prawo fizyki, z którym teoretycznie nie da się dyskutować. Powinien je rozumieć każdy absolwent podstawówki, w tym: sędzia, prokurator, adwokat oraz profesor Mieczysław Goc wraz z całą gromadką kolegów profesorów z Rady Naukowej PTK, nie mówiąc już o „biegłych”, inż. Jacku Złotorzyńskim i mgr inż. Marku Gosławskim. Osobiście sądzę, że nawet protokolant i sprzątaczki w sądzie powinni je rozumieć. Piszę „teoretycznie” bo, jak do tej pory, nikt z w/w zrozumienia nie wykazał… BRAWO WY! 🙂

Gdy przez sądem zakwestionowałem przedstawione przez „biegłego” Złotorzyńskiego obliczenia prędkości motocykla na podstawie odkształceń i masy samochodów, zaczął się istny kabaret. Aby kłamczuszek nie mógł się wywinąć, przygotowałem slajd, który w nieco zmodyfikowanej wersji jest dostępny tutaj: http://opadajacastopa.pl/5-wypadku-minelo-jeden-dzien/. Po jego otrzymaniu nasz bohater, zamiast przyznać się do oczywistej niekompetencji, poszedł w zaparte. Najpierw oświadczył do protokołu, że nie zastosował wzoru na energię kinetyczną, który przedstawiłem na slajdzie, „ponieważ nie było takiej potrzeby”. Po chwili zmienił zadanie, że jednak zastosował, ale wzięty z literatury fachowej (sic!). Potem był już całkowicie pewien, jak na prawdziwego eksperta przystało: „stosując te wzory wiedziałem czego one dotyczą. W pełni świadomie opierałem swoje obliczenia na tych wzorach, które zawarłem w opinii”. Następnie wykonał, bez postanowienia sądu, 17 stron kolejnych, bezsensownych „obliczeń”, w których m.in. dodawał do siebie masę samochodów i motocykla, po czym podstawiał sumę tych mas (sic!) do wzoru na energię kinetyczną i obliczał prędkość motocykla. Absurd do kwadratu! Przypuszczam, że strategia krętactwa poprzez generowanie dużej ilości z pozoru mądrze wyglądających dokumentów, których prawdopodobnie żaden sędzia nie będzie miał czasu i/lub kompetencji analizować, sprawdzała się przez wiele lat. Problem w tym, że trafiło na inżyniera pracującego od kilkunastu lat w przemyśle lotniczym, który zaczął te bzdury weryfikować. W dodatku upartego. Taki pech!

profesor Mieczysław Goc, biegły Marek Gosławski, biegły Jacek Złotorzyński, Polskie Towarzystwo Kryminalistyczne, PTK
Dokument #3. Slajd ilustrujący poziom, moim zdaniem bardziej moralny niż merytoryczny, ekspertów Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego ds. wypadków komunikacyjnych, inż. Jacka Złotorzyńskiego i mgr inż. Marka Gosławskiego. Tacy „eksperci” opiniują dla polskich sądów!

Zastosowanie energii kinetycznej przez „biegłego” Złotorzyńskiego jest symbolem. Dowodem oczywistej niekompetencji, a następnie krętactwa, abstrahując od pozostałych rewelacji z jego opinii. To nie jest żadna tzw. „wiedza specjalna”, to elementarz! Jeśli tego typu herezje przechodzą przed polskim wymiarem sprawiedliwości, to jaki sens mają postępowania sądowe? Szybciej będzie rzucać monetą.

Działania inż. Jacka Złotorzyńskiego, od momentu uświadomienia mu, że popełnił błąd w „obliczeniach”, są przestępstwem umyślnego składania przez biegłego fałszywych zeznań, ściganym z art. 233 par. 4 k.k. Tymczasem w swojej bezczelności „biegły” Złotorzyński podszedł do mnie i mojego pełnomocnika na korytarzu sądowym, i zaczął się złośliwie podśmiewać. Gdy stwierdziłem, że jeszcze dojdziemy do prawdy, odparł “zobaczymy“. Potem, gdy atmosfera nieco zgęstniała, zmienił ton i wyparował, że „niczego się nie boi, bo przeżył Syrię, Egipt i stan wojenny”. Jakby jego kombatanckie doświadczenia miały jakiekolwiek przełożenie na tę sprawę… Zapytałem, po której stronie był w stanie wojennym, ale odpowiedzi nie otrzymałem. Po złożeniu skargi do PTK, która zawierała przywołany slajd ze wzorem na energię kinetyczną, jak również dwa slajdy opisujące fałszerstwo miejsca wypadku, za całkowitą poprawność opinii kolegi kombatanta, w tym, w zakresie idiotycznych „obliczeń” (patrz Dokument #3 powyżej), zaświadczył „biegły” Marek Gosławski. Rzekomo jeden z najlepszych ekspertów w kraju. Przypuszczam, że jego „opinia” miała zamknąć mi usta. To przykład poczucia całkowitej bezkarności, popartego prawdopodobnie wieloletnim doświadczeniem. Nierozsądne było jednak nie zadać sobie trudu, aby zrozumieć moje motywy…

Dlaczego to robię?

Gdy pond 5 lat temu zdecydowałem się walczyć przez sądem o swoje prawa, zależało mi wyłącznie na uzyskaniu odszkodowania za bardzo poważne uszkodzenia ciała i trwałe inwalidztwo, będące następstwem wypadku. Oczywiście proporcjonalnie do własnego przyczynienia się, którego nigdy nie kwestionowałem. Nie zdawałem sobie wówczas sprawy, jak szczególną i uprzywilejowaną rolę zajmują w polskim wymiarze sprawiedliwości biegli sądowi. Gdy raz zostaną powołani do pełnienia funkcji, stają się jak posągi – nie do ruszenia. Pociągnięcie ich do odpowiedzialności za tzw. “wiedzę specjalną” graniczy z cudem, choćby zaprzeczali podręcznikom z podstawówki. Po kilku latach doświadczania patologii, moje priorytety nieco się zmieniły. Po pierwsze, chcę nagłośnić nieprawidłowości, które obserwuję. Liczę, że w ten sposób przyczynię się do zmian regulacji prawnych w zakresie instytucji biegłego sądowego. Oczekuję od Ministerstwa Sprawiedliwości pilnego wprowadzenia (1) niezależnej/zewnętrznej certyfikacji merytorycznej oraz (2) centralnej listy biegłych. Po drugie, chcę poznać zakończenie tej kuriozalnej historii. Czy „biegły” Złotorzyński uniknie odpowiedzialności dzięki życzliwym kolegom po fachu? A może sprawy zaszły za daleko i nie będzie kolejnych chętnych do podjęcia ryzyka?

Mam podstawy to twierdzenia, że oskarżony, który zajechał mi drogę, może być powiązany rodzinnie z wysoko postawionym przedstawicielem środowiska biegłych. Pisząc część 1 pierwszą nie miałem tej wiedzy. Na przestrzeni ostatniego 1.5 roku do tematu podchodziło dwóch dziennikarzy. Padły konkretne, pisemne deklaracje – najpierw artykułu on-line, następnie reportażu telewizyjnego. Po kilku tygodniach pracy nad tematem obaj panowie, bez słowa, zerwali ze mną kontakt. Parę tygodni temu otrzymałem telefon od dość aktywnej medialnie biegłej, który odebrałem jako próbę zniechęcenia mnie do dalszego drążenia tematu. Gdy to nie pomogło, ta sama osoba zadzwoniła do mnie ponownie i sugerowała, że pewnych znajomości/układów w prokuraturze nie pokonam, a wszelkie próby będą bezcelowe. Kolejne przypadki?

Wracając do PTK, to w dniu 2019/05/08 po raz ostatni zapytałem profesora Mieczysława Goca, czy przesłaną mi przez inż. Marka Mirona decyzję, w sprawie „eksperta” Jacka Złotorzyńskiego, autoryzowała Rada Naukowa (patrz Dokument #4 poniżej), która rzekomo decyduje o powoływaniu ekspertów PTK, zgodnie z szumną deklaracją ze strony internetowej (http://kryminalistyka.pl/ekspertyzy-kryminalistyczne/): „Eksperci PTK to specjaliści o najwyższych kwalifikacjach i uznaniu w środowisku kryminalistycznym, którzy po spełnieniu rygorystycznych wymogów procedury kwalifikacyjnej, na mocy decyzji Rady Naukowej, uzyskali tytuł eksperta Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego.” Zapytanie przesłałem do wiadomości 13 z 15 członków Rady Naukowej, których adresy email udało mi się znaleźć w Internecie. Znaczna cześć z nich to profesorowie polskich uczelni wyższych i/lub instytutów. Wśród nich znajdował się adres email Przewodniczącego Rady Naukowej i członka Zarządu PTK, jak również Komitetów Doradczych przy Ministrze Sprawiedliwości oraz Komendancie Głównym Policji, profesora Tadeusza Tomaszewskiego, Kierownika Katedry Kryminalistyki Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego (http://kryminalistyka.wpia.uw.edu.pl/prof-tadeusz-tomaszewski/), który podpisał się pod datowanym na 2001/04/26 świadectwem eksperta PTK ds. wypadków komunikacyjnych wydanym „biegłemu” Jackowi Złotorzyńskiemu. Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, choć wskazałem i uzasadniłem, że “biegły” Marek Gosławski poświadczył nieprawdę w imieniu PTK.

 profesor Mieczysław Goc, biegły Marek Gosławski, biegły Jacek Złotorzyński, Polskie Towarzystwo Kryminalistyczne, PTK
Dokument #4. Zapytanie wysłane w dniu 2019/05/08 do wiceprezesa Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego, profesora Mieczysława Goca. Do dziś pozostaje bez odpowiedzi.

Dodam, że na swojej stronie internetowej Polskie Towarzystwo Kryminalistyczne twierdzi, między innymi, że […] prowadzi szkolenia kryminalistyczne, prace naukowo-badawcze, popularyzuje wiedzę kryminalistyczną, zajmuje się osobami pokrzywdzonymi i ofiarami przestępstw.” PTK oferuje szkolenia dla biegłych sądowych oraz kandydatów na biegłych. Jego członkowie organizują lub współorganizują liczne spotkania/konferencje mające związek funkcjonowaniem biegłych w polskim wymiarze sprawiedliwości, (np. 4 Kongres Nauk Sądowych, źródło: https://www.4kongres.pl/KOMITET_ORGANIZACYJNY/), opiniują projekty ustaw, są zapraszani w charakterze ekspertów przez Instytut Wymiaru Sprawiedliwości (IWS) oraz programy telewizyjne, jak choćby „Magazyn Ekspresu Reporterów” emitowany przez TVP2. Duża cześć członków PTK, w tym profesorowie Mieczysław Goc i Tadeusz Tomaszewski, to biegli sądowi. Podobnie jak ich kolega, ekspert PTK ds. wypadków komunikacyjnych, „biegły” Marek Gosławski.

Szczęśliwie dla społeczeństwa i wymiaru sprawiedliwości, inż. Jacek Złotorzyński na listach biegłych sądowych już nie figuruje, choć wciąż jest ekspertem PTK (brawa dla profesora Mieczysława Goca i członków Rady Naukowej!). Usunięcie go z programu „70+” tudzież „emerytura+”, bo tak postrzegam znaczą część polskich biegłych, kosztowało mnie wiele wysiłku. Podjąłem się go w czynie społecznym. Dlaczego? Bo statystyczny Kowalski nie ma wiedzy i środków, aby postawić się (prze)biegłemu – jest zdany na jego łaskę lub niełaskę, wiedzę lub jej brak. Dość!

* Wszystkie powyższe twierdzenia poparte są faktami. Jeśli wymienione wyżej z imienia i nazwiska osoby, pełniące funkcje publiczne i/lub organizacje czują się bezpodstawnie pomówione, to zachęcam do wystąpienia przeciwko mnie na drogę prawną. Sprawę upubliczniam w obronie społecznie uzasadnionego interesu, którym jest pilna potrzeba zreformowania instytucji biegłego sądowego.