8. Opadająca stopa a orzeczenie o stopniu niepełnosprawności cz.2

Opadająca stopa a orzeczenie o stopniu niepełnosprawności cz.2

Po zamieszczeniu poprzedniego wpisu odezwał się do mnie kolega z dużo dłuższym, bo około 25 letnim, stażem z opadającą stopą. Zwrócił mi uwagę, że jego zdaniem przedstawiłem zbyt sielankowy obraz problemu. Ten obraz jest, na moje szczęście, prawdziwy dla mnie, ale w zależności od konkretnego powodu opadania stopy, rzeczywiście może być zbyt optymistyczny. Na przykład, stopa może opadać zarówno w wyniku długotrwałego/silnego ucisku na nerw strzałkowy (patrz wspominani przeze mnie wcześniej zbieracze truskawek), ale może też być następstwem poważnych urazów powstałych w wyniku wypadku komunikacyjnego. Trudno oczekiwać, że te przypadki będą do siebie bardzo podobne… W następstwie wypadków czasami dochodzi do tak silnego uszkodzenia nerwu, że zostaje on przerwany, a chory traci czucie. Zerwanie może  nastąpić na różnych poziomach – może dotyczyć tylko nerwu strzałkowego (jeśli uraz nastąpił nisko), ale też kulszowego (jeśli uraz miał miejsce powyżej kolana). Przy poważnych uszkodzeniach nerwu kulszowego chory może całkowicie stracić czucie w okolicach stopy i nigdy go nie odzyskać. Nie pracują wówczas także inne mięśnie odpowiadające za ruch stopy. Jest ona całkowicie bezwładna i niestety właśnie tak wygląda sytuacja u mojego kolegi.

W opisanym wyżej scenariuszu pojawiają się problemy, które są mi obce. Nie mając czucia można na przykład poparzyć się i dowiedzieć o tym dopiero patrząc na pęcherze na skórze. Trudniejsze jest trzymanie równowagi, szczególnie boso, bo nie ma się czucia podłoża, więc łatwiej się pośliznąć np. na basenie. Brak czucia może również prowadzić do odmrożeń, ale także niedokrwienia, jeśli założy się zbyt ciasne buty lub zbyt mocno je zasznuruje.

Innym problemem, z którym należy się liczyć, jest puchnięcie stopy, szczególnie w upalne dni. Wydaje mi się, że wynika to z faktu pogorszonego krążenia. Od jednego z ortopedów usłyszałem kiedyś, że w zdrowej nodze działa tzw. „pompa mięśniowa”, która pomaga sercu tłoczyć krew w nogach. Przy opadającej stopie jej działanie jest zaburzone. Problem puchnącej stopy dotyczył mnie przez około rok po wypadku, ale z czasem, gdy zacząłem się więcej ruszać, zniknął. Wspomniany wyżej kolega, zmaga się z nim od 25 lat tak, że czasem nie może włożyć nogi do buta. Nie ma więc prostych, powtarzalnych objawów związanych z opadaniem stopy… te, których doświadczamy, będą nieco inne w zależności od rodzaju i rozległości urazu. Jest natomiast, co również podkreśla mój znajomy, sprawdzona metoda radzenia sobie z opadającą stopą – orteza z włókna węglowego.

7. Opadająca stopa a orzeczenie o stopniu niepełnosprawności cz.1

W tym wpisie chciałbym podzielić się własnymi doświadczeniami w kwestii uzyskania orzeczenia o stopniu niepełnosprawności związanego z opadająca stopą.

Kilka miesięcy po wypadku, gdy już w miarę stanąłem na nogi, było dla mnie jasne, że jestem…niepełnosprawny. Brzmi to dość okrutnie i całkowicie sprawnym ludziom, jak ja kiedyś, od razu nasuwają się skojarzenia z wózkiem inwalidzki i rentą. Na szczęście przy opadającej stopie bez innych powikłań i urazów nie jest tak źle! Oczywiście stopa przypomina o sobie bólem, szczególnie przy wstawaniu z łóżka rano, jak opisywałem wcześniej, ale poza tym można się do niej przyzwyczaić i prowadzić dość, jeśli nie całkowicie, normalne życie. Wiąże się z tym jednak kilka ograniczeń. Na przykład nie da się już być biegaczem, nawet rekreacyjnym, bo nawet najlepsza węglowa orteza AFO na dłuższą metę tego nie wytrzyma. W dobrej ortezie można za to zupełnie normalnie, a nawet szybko, chodzić. Jeśli trzeba okazjonalnie podbiec to tramwaju czy autobusu, to też się da. Można za to całkowicie normalnie i bez kompromisów jeździć na rowerze – zarówno w ortezie, jak i bez.

Za formalną niepełnosprawnością, poza faktem deficytów fizycznych, zawsze muszą iść „papiery”. Oznacza to, że aby być oficjalnie uznanym za niepełnosprawnego, należy uzyskać orzeczenie o stopniu niepełnosprawności. W zależności od przyznanego stopnia niepełnosprawności orzeczenie jest podstawą do różnych przywilejów. Można np. mieć ulgi podatkowe na wydatki rehabilitacyjne, ale również, szczególnie przy uszkodzeniach narządu ruchu, co na miejsce przy opadającej stopie, dostać niebieską kartę parkingową uprawniającą do parkowania na tzw. „kopertach”. Jest to cenny przywilej, szczególnie w dużych miastach!

Aby uzyskać orzeczenie o stopniu niepełnosprawności, należy zgłosić się z aktualną dokumentacją medyczną i opinią lekarską do regionalnego Centrum Osób Niepełnosprawnych – np. w Warszawie jest to tzn. SCON (Stołeczne Centrum Osób Niepełnosprawnych przy ul. Generała Władysława Andersa 5). Niestety, z mojego doświadczenia wynika, że cały proces jest mocno sformalizowany i kłopotliwy, szczególnie dla osób o znacznej niepełnosprawności ruchowej. Podczas pierwszej wizyty należy złożyć wniosek i dokumenty. Potem urząd ma czas na zapoznanie się z nimi i w miarę potrzeby zażądanie uzupełnienia. Następnie, zwykle po kilku tygodniach, wyznaczany jest termin komisji lekarskiej orzekającej o stopniu niepełnosprawności. Komisja składa się z zwykle z lekarza orzecznika i pracownika socjalnego – pierwszy wykonuje badania, a drugi wywiad środowiskowy. W wyniku przeprowadzonych badań lekarz orzecznik przyznaje określony stopień niepełnosprawności i przypisuje mu kody choroby. Przy opadającej stopie, jak w moim przypadku, jest to stopień umiarkowany z kodami 05-R (upośledzenie narządu ruchu) i 10-N (choroby neurologiczne). To jeszcze jednak nie koniec procesu… Teraz, przed możliwością złożenie wniosku o kartę parkingową, czy korzystania z innych przywilejów, należy odczekać około 2 tygodnie na uprawomocnienie się decyzji administracyjnej. Dopiero wtedy można złożyć wniosek o kartę parkingową, a następnie znów odczekać około 2 tygodnie na jej wydanie. Karty niestety odbiera się osobiście, bądź za pisemny upoważnieniem – tak czy owak ktoś musi się w urzędzie pojawić. Jak wynika z powyższego cała procedura jest bardzo żmudna i kłopotliwa, szczególnie dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich… Mam nadzieję, że w dobie wszechobecnego Internetu, płatności internetowych oraz składania rozliczeń podatkowych on-line urzędy obsługujące niepełnosprawnych również, choć częściowo, pójdą z duchem czasu… Jest to szczególnie ważne w stosunku do osób o znacznym stopniu niepełnosprawności ruchowej!

Link: Artykuł o uszkodzeniu nerwu strzałkowego

Kompleksowy artykuł o uszkodzeniach nerwu strzałkowego z portalu wylecz.to: http://wylecz.to/pl/choroby/uklad-kostno-stawowy/uszkodzenie-nerwu-strzalkowego.html#popupClose

4. Orteza/łuska na opadającą stopę – jak wybrać?

We wpisie #3 wspomniałem, że moim zdaniem najlepszym wyborem, gdy konieczna jest tzw. łuska na opadającą stopę , jest orteza wykonana z włókna węglowego. Ortezy plastikowe kuszą kilka razy niższą ceną (około 100-200zł). W codziennej eksploatacji zupełnie się jednak nie sprawdzają ze względu na uwieranie, obcieranie i stosunkowo niską trwałość.

Nie dajcie się zwieść zapewnieniom sprzedawców, że taka orteza jest wygodna i cienka… Plastik jako materiał jest mało sztywny. Aby mógł pewnie podtrzymywać stopę należy znacznie zwiększyć grubość w porównaniu do ortezy wykonanej z włókna węglowego. To z kolei powoduje trudności ze zmieszczeniem ortezy w bucie o rozmiarze, który się normalnie nosi. Mój wniosek jest następujący: jeśli musisz stosować ortezę do czasowego odciążenia nogi na czas rehabilitacji, ale zachowałeś lub jest wysokie prawdopodobieństwo, że odzyskasz władzę w stopie, to orteza plastikowa może się dla Ciebie sprawdzić. Jeśli jednak masz przed sobą kilkumiesięczną lub dłuższą perspektywę chodzenia w ortezie, to szczerze odradzam ortezy plastikowe, szczególnie uniwersalne.

Skupmy się na ortezach zbrojonych włóknem. W praktyce do dyspozycji mamy trzy rodzaje włókna: węglowe (tzw. carbon), szklane i aramidowe (tzw. Kevlar). Uważam, że najlepszym rozwiązaniem ze względu na masę i sztywność jest orteza wykonana w całości z włókna węglowego. Takie ortezy to jednak rzadkość, bo włókno węglowe jest najdroższe, a producenci chcąc pozostać konkurencyjni, stosują tańsze materiały. Najatrakcyjniejszym z nich, jeśli chodzi o cenę, jest włókno szklane, które jest nawet 10 razy tańsze od węglowego. Konsekwencją zastosowania mniej sztywnego włókna szklanego jest większa grubość ortezy w porównaniu do jej w pełni węglowego odpowiednika. Nie powoduje to, że taka orteza jest zła. Jednak wzrost grubości, szczególnie stopki ortezy, przekłada się na mniejszą wygodę użytkowania – im grubsza stopka, tym orteza bardziej uwiera w bucie, więc trudno ją nosić przez dłuższy czas. Moim zdaniem warto szukać ortez z możliwie cienką stopką, co pośrednio wymusza zastosowanie lepszego materiału.

Kevlar w ortezie wydaje mi się chwytem marketingowym – jest to materiał tylko nieznacznie tańszy od włókna węglowego, mniej sztywny, a jednocześnie bardzo trudny w obróbce, co podnosi koszty produkcji. Sądzę, że z tych właśnie powodów nie ma na rynku ortez wykonanych w całości z kevlaru (bardzo proszę o informację, jeśli coś z czytających spotkał się z takim rozwiązaniem). Niektórzy producenci twierdzą jednak, że ich produkty zawierają elementy kevlarowe.

Często ortezy są mieszanką materiałów wymienionych wyżej, co jest kompromisem pomiędzy optymalnymi parametrami a możliwe niskim kosztem produkcji. Przed zakupem warto zapytać sprzedawcy, a jeszcze lepiej, przeczytać opis producenta odnośnie użytych materiałów. Na rynku są dostępne ortezy w całości wykonane z włókna szklanego, które barwi się na czarno – moim zdaniem po to, aby imitowało droższe włókno węglowe. Producent informuje jednak w instrukcji, jakie materiały zostały użyte do produkcji.

Łuska na opadającą stopę – rodzaje i kryteria doboru

Bardzo ważnym kryterium wyboru ortezy jest to, czy orteza ma opierać się o nogę z przodu czy z tyłu. Uważam, że przy prostym uszkodzeniu nerwu strzałkowego (stopa opada, ale jest stabilna na boki i zachowany jest ruch w dół) orteza z przednim podparciem jest niewłaściwa. Przy ruchu stopą w dół taka orteza ma tendencję do odsuwania się od nogi, a mocujące ją paski i/lub rzepy dodatkowo wpijają się w łydkę. Ortezy z przednim podparciem, szczególnie masywne i sztywne, utrudniają prowadzenie samochodu. Ograniczają bowiem lub eliminują możliwość wykonania ruchu stopą w dół. Zaletą ortez z przednim podparciem jest to, co jest jednocześnie ich wadą – duża sztywność. W efekcie mogą być lepsze przy silnych niedowładach, szczególnie takich, gdy ruch stopy jest całkowicie zniesiony, zarówno w górę, jak i w dół. Dodatkowo, pałąk takiej ortezy zwykle przebiega po zewnętrznej części stopy, przez co może być łatwiej znaleźć ortezę, która nie uwiera.

Orteza z podparciem z tyłu pozwala w pełni wykorzystać zalety materiału kompozytowego. Zapewnia sztywność niezbędną do podtrzymania stopy, ale jednocześnie jest podatna na jej nacisk w dół. To ogromna zaleta, jeśli porażony/uszkodzony jest tylko nerw strzałkowy. Stopa może wtedy poruszać się w dół dzięki sile tylnych mięśni łydki, a powracać do góry dzięki sprężystości ortezy. Bardzo ułatwia to prowadzenie samochodu, jak i poruszanie się po schodach. Dodatkowo, orteza z tylnym podparciem przylega do łydki wyściółką, która zwykle jest miękka i szeroka. Przy ruchu stopą w dół, orteza z podparciem z tyłu mocniej naciska na nogę właśnie przez wyściółkę. To samo dzieje się przy stawaniu na pięcie. W przeciwieństwie do pasków/rzepów w ortezie z przednim podparciem, szeroka i miękka wyściółka nie wpija się w nogę. Prosta łuska na opadającą stopę z tylnym podparciem może jednak nie być dobrym wyborem przy niestabilności w kostce i silnych niedowładach.

3. Codzienne życie i radzenie sobie z opadającą stopą

Być może jesteś świeżo po wypadku – dowiedziałeś się, że będziesz mieć problemy ze stopą i przemykają Ci myśli, że życie są skończyło? A może masz członka rodziny lub znajomego, u którego wystąpił ten problem i chcesz mu pomóc? Niezależnie od sytuacji, uszy do góry! Co do szpitala i czarnych myśli, to rozumiem Cię jak mało kto, bo byłem w tym samym położeniu. Na początku miałem nadzieję, że wyliżę się bez żadnych deficytów. Podudzie wraz ze stopą były w gipsie i nie mogłem zweryfikować, czy stopa i palce rzeczywiście nie „ciągną” do góry. Na wszelki wypadek zapytałem pielęgniarek jak radzić sobie z niedowładem stopy. W odpowiedzi słyszałem, że są wkładki do butów, które ułatwiają codzienne życie z opadającą stopą. Nie potrafiłem ich sobie jednak w żaden sposób wyobrazić.

Po zdjęciu gipsu okazało się, że stopa niestety opada i trzeba się z tym zmierzyć. W pierwszej fazie rehabilitacji to jednak nie opadanie stopy było głównym problemem, ale tzw. przeczulica, czyli upośledzenie czucia wynikające z uszkodzenia nerwów. Prawa stopa piekła mnie i paliła – te określenia są najbliższe temu, co odczuwałem. Każdy krok był jak stąpanie po rozbitym szkle. Nawet przesunięcie nogi pod kołdrą, skądinąd przyjemne w inny okolicznościach, sprawiało fizyczny ból. Niestety, silna przeczulica utrzymywała się dość długo, bo około 6 miesięcy. Potem ból stopniowo ustępował, jakkolwiek do dziś w uszkodzonej nodze czucie jest nieznaczenie zmienione, ale… ważne, że jest!

A jak wygląda to dziś? Pierwszym, co mi przypomina o tym, że mam problemy z nogą, są przykurcze, zwłaszcza ścięgna Achillesa. Ponieważ nie działają przednie partie mięśni podudzia (poruszające stopę do góry), ale działają tylne (odpowiadające za ruch stopy w dół), to w nocy, gdy nie staję na chorej nodze, stopa opuszcza się ku dołowi i następują przykurcze. W efekcie, pierwsze kroki po wstaniu z łóżka są bolesne, bo przykurczone mięśnie i ścięgna należy rozruszać. Nie sposób jednak sprawić, by były tak elastyczne jak w zdrowej nodze, przez co zmniejsza się zakres ruchu stopy – zarówno w górę, jak i w dół. Zmniejszenie zakresu ruchu w górę sprawia trochę problemów ze zrobieniem przysiadu i utrzymaniem w nim stabilności, ale nie jest szczególnie kłopotliwe. Bardziej problematyczne jest ograniczenie ruchu w dół – chora stopa nie obraca się wystarczająco, aby znaleźć się w jednej linii z przednią stroną podudzia. W efekcie nie można usiąść pośladkami na stopach. Utrudnione jest też stanie na jednej nodze, bo ciężko utrzymać równowagę. W oczy rzuca się dysproporcja masy mięśniowej chorego i zdrowego podudzia – odnerwione mięśnie piszczelowe przednie w prawej nodze praktycznie u mnie zanikły.

Moją codziennością, taką samą jak wkładanie okularów, jest zakładanie przed wyjściem z domu węglowej ortezy AFO (z ang. Ankle Foot Orthosis) podtrzymującej stopę – to jest właśnie ta „wkładka”, o której słyszałem od pielęgniarek. Testowałem kilka typów ortez i w moim przypadku najlepsze są średnio-sztywne modele z podparciem z tyłu – w kolejnych wpisach postaram się wyjaśnić dlaczego. Dobrze dobrana orteza umożliwia mi sprawny chód. Orteza powinna być zbrojona włóknem, najlepiej węglowym, które daje najwyższą sztywność przy najniższej masie. Plastikowe ortezy, pomimo niskiej ceny, nie sprawdziły się – uwierały, obcierały stopę, wymagały nowych, większych o rozmiar butów i dość szybko pękały. Mocowane do buta gumy podciągające stopę uważam za mało praktyczne i jak dla mnie zdecydowanie za mało sztywne – stopa „klapie” w nich o podłoże.

Gdy mam założone długie spodnie i chodzę w węglowej ortezie, nawet znajome rehabilitantki mają trudność ze stwierdzeniem, że mam problem natury ortopedycznej. Tak jest oczywiście przy normalnym, choć nawet dość szybkim chodzie. Niestety, bieganie jest na razie niemożliwe. W ortezie mogę też, pomimo uszkodzenia prawej nogi, normalnie prowadzić samochód. Węglowa orteza jest odpowiednio sztywna, ale jednocześnie sprężysta, więc można wciskać pedał gazu, a ona zapewnia stopie szybki powrót do położenia neutralnego. W miarę normalne, codzienne życie z opadającą stopą jest więc jak najbardziej możliwe!

2. Czy opadającą stopę da się wyleczyć?

Czy opadającą stopę da się wyleczyć?

Przez dłuższy czas wierzyłem, że gdy minie wystarczająco dużo czasu, a ja będę pomagał szczęściu lekami i ćwiczeniami, to nerwy się zregenerują i wszystko wróci do normy. Niestety, nie jest to takie proste… Od lekarzy słyszałem różne opinie. Ortopedzi w szpitalu mówili, że trzeba czekać. Pierwszy neurolog zapisał mi dość drogie leki, podobno wspomagające regenerację nerwów. Drugi neurolog powiedział mi wprost, że nie ma pomysłu co zrobić z moją stopą i wypisał skierowanie na rehabilitację, z komentarzem, że może rehabilitant coś wymyśli.

Celną diagnozę usłyszałem dopiero, gdy trafiłem do gabinetu neurologa dr hab. Kazimierza Tomczykiewicza w Warszawie gdzie doktor wykonał mi badania EMG i ENG – są to badania służące do diagnostyki chorób nerwów i mięśni – więcej informacji można znaleźć tu. Przy omawianiu wyników złudzenia runęły. Badania wykazały, że nerw kulszowy (rozgałęzia się na nerw strzałkowy i piszczelowy) został uszkodzony na poziomie miednicy, czyli tam, gdzie doznałem urazu. Owszem, nerwy się regenerują, ale medycyna nie zna przypadku, aby samoistnie odrosły na długości większej niż 60cm. Ja mam 183cm wzrostu, a od stopy do miednicy około 90cm… Wniosek: u niższych jest większa szansa! Doktor zasugerował, aby przy moich urazach nie łudzić się, że odzyskam sprawność w stopie. Jestem mu za to wdzięczny, bo dzięki temu szybciej się pogodziłem i przystosowałem do rzeczywistości.

Oczywiście nie odpuściłem całkowicie od razu. Przez kilkanaście miesięcy stosowałem jeszcze elektrostymulacje i wygrzewałem nogę lampą solux, bo ciepło przyspiesza regenerację nerwów – wszystko bezskutecznie. Rehabilitacja przez ćwiczenia? Właściwie nie ma czegoś takiego w przypadku uszkodzenia nerwu – nie można ćwiczyć mięśni, które nie działają. Leki? Nigdzie nie udało mi się znaleźć informacji o lekach na „porost” nerwów o udowodnionej naukowo skuteczności.

Z powyższego wynika, że skuteczna rehabilitacja opadającej stopy jest w moim przypadku niemożliwa. Sądzę, że to samo dotyczy większości ludzi, którzy ulegli urazom powiązanym z mechanicznym uszkodzeniem nerwu kulszowego i/lub strzałkowego (zerwanie, naciągnięcie, długotrwałe uciśnięcie). Prawdopodobieństwo sukcesu pogarsza fakt, że nerw strzałkowy jest jednym z najgorzej rokujących nerwów w ciele człowieka z punktu widzenia regeneracji.

Jednocześnie nie chcę odbierać nadziei innym, szczególnie tym, którzy zmagają się z opadającą stopą z powodów innych niż ciężkie urazy (patrz wpis #1). Być może w takich przypadkach prawdopodobieństwo odzyskania władzy w stopie jest większe – nie wiem. Chcę natomiast powiedzieć, że w ekonomicznym interesie niektórych rehabilitantów może być utrzymywanie poszkodowanego człowieka przy nadziei na powrót do zdrowia, choć w rzeczywistości nie mają realnych narzędzi, aby mu pomóc…

1. Co to jest opadająca stopa i jakie są jej typowe objawy?

Dla sprawnego człowieka, jak dla mnie przed wypadkiem, jest niepojęte, że stopa może tak po prostu opadać. Jako niemowlaki, stawiając pierwsze kroki, wyrabiamy sobie odruch, aby przy wykonywaniu kroku unosić stopę do góry. W żargonie ortopedów zdrowy człowiek „przetacza” stopę, czyli stawiając nogę na ziemi zaczyna od pięty, a potem stopniowo przenosi ciężar na palce. I tak krok za krokiem. Przy opadającej stopie jest to niemożliwe, bo nie działają mięśnie odpowiedzialne za jej unoszenie do góry. W efekcie chód jest upośledzony, bo chory musi poradzić sobie ze stopą, która wbrew naturze zawsze najpierw dotyka podłoża palcami. Opadająca stopa poważny problem, który bez odpowiedniego zaopatrzenia ortopedycznego (najczęściej w postaci ortezy, ale o tym później) bardzo utrudnia sprawne poruszanie się.

Człowieka z opadającą stopą można rozpoznać po nadmiernie wysokim unoszeniu do góry i zginaniu w kolanie chorej nogi. Ma to na celu skompensowanie opadania stopy, tak, aby nie zahaczać palcami o podłoże. Chód taki nazywany jest „bocianim”, przez oczywistą analogię. Innym, często spotykanym sposobem kompensowania opadającej stopy jest wyrzucanie nogi na bok.

Opadającej stopie zwykle towarzyszy ograniczona lub zniesiona możliwość unoszenia do góry palców stopy. Dość częste jest, że uszkodzeniu ulega tylko nerw strzałkowy, opowiadający za ruch stopy do góry. Z kolei nerw piszczelowy, unerwiający tylne mięśnie łydki i odpowiadający za ruch stopy w dół działa. W efekcie można stanąć chorą nogą na palcach, choć stanięcie na pięcie jest niemożliwe. Tak właśnie wygląda mój uraz i wydaje mi się on dość typowy. W poważniejszych przypadkach, gdy uszkodzeniu ulega więcej niż jeden nerw, ruch stopy może zaniknąć zarówno w górę jak i w dół, tak, że staje się ona całkowicie niewładna. Czasem zanika również czucie w stopie.

Opadająca stopa nie jest chorobą sama w sobie. To raczej objaw różnych urazów i powikłań o podłożu neurologicznym. W moim przypadku chodzi o uszkodzenie nerwu kulszowego w wyniku jego mechanicznego naciągnięcia na poziomie uszkodzonej w wypadku miednicy. Stopa może jednak opadać z dużo bardziej prozaicznych przyczyn. Jedną z nich jest długotrwałe przebywanie w pozycji w kucki, co ma miejsce na przykład przy zbieraniu truskawek. Taka pozycja może wywoływać ucisk na przebiegający w okolicy kolana nerw strzałkowy. W przypadku nieznacznego i krótkotrwałego ucisku problem zwykle sam ustępuje. Są jednak przypadki ludzi, którym po długotrwałym kucaniu całkowitej władzy w stopie nie udało się odzyskać. Opadająca stopa może również wystąpić przy stwardnieniu rozsianym, wylewie, zwyrodnieniach kręgosłupa – na pewno nie jest to kompletna lista. Zdarza się, że nerwy odpowiadające za unoszenie stopy zostają uszkodzone podczas operacji na stawie biodrowym lub kolanie.